Jest zimno, deszczowo, jesiennie tylko zaszyć się pod kocem z dobrą książką oraz gorącą czekoladą.
Najlepiej taką, bez cukru i laktozy. Gęstą, aksamitną, którą można zjeść prawie jak deser łyżeczką lub wypić przez słomkę. Jak kto lubi…
Zdecydowanie wolę taką gorącą czekoladę niż te kupne, które zawierają tony cukru.
Ostatnio był przepis z quinoa, więc dzisiaj nadszedł czas na amarantus.
Jeśli w Waszej diecie paleo jest miejsce na ryż i komosę, to warto się też przyjrzeć ziarnom amarantusa.
Oczywiście nie zawierają glutenu, a kryją w sobie łatwo przyswajalne białko, sporo witaminy B6, kwasu foliowego, witaminy C oraz magnezu, fosforu i żelaza.
Przepis jest prosty, a czekolada wychodzi pyszna i kremowa, a dzięki daktylom bardzo słodka.
Składniki (jeden słoik):
200 ml mleka migdałowego
100 ml wody
3 łyżki kakao
3-5 łyżek prażonego amarantusa
1 łyżka miodu(opcjonalnie)
6-9 daktyli
wiórki kakaowe
Przygotowanie:
Wszystkie składniki lądują w garnku na palniku o średnim ogniu. Doprowadzamy je do wżenia, zmniejszamy gaz i gotujemy przez około 10 minut.
Ściągamy garnek z gazu i blendujemy zawartość, aż do uzyskania kremowej konsystencji. Przelewamy do docelowego naczynia np. do słoika lub kubka.
Czekoladę serwujemy ciepłą z dodatkiem ubitego mleka kokosowego i wiórkami kakaowymi lub startą gorzką czekoladą.
Smacznego!