Jedna z największych dla nas atrakcji są zawsze targowiska i bazary. Raczej unikamy typowo turystycznych miejsc
(jak np. Suk z przyprawami w Dubaju), tylko szukamy czegoś autentycznego.
Wiele rzeczy można powiedzieć o tym bazarze w Kiszyniowie ale autentyczności to mu akurat nie brakuje.
Na dodatek jest największy w kraju 😀 i już zaczyna się robić ciekawie.
Adres to Piata Centrala (Chisinau) (LINK w google maps)
Dotarliśmy tam chwilę przed południem, sama jazda samochodem po Kiszyniowie to przygoda sama w sobie.
Droga w każdej chwili może się (jak kameleon) przeistoczyć z ładnego asfaltu z wymalowanymi pasami (rzadkość) w dziurawą jak ser drogę, lub coś co przypomina asfalt.
Na skrzyżowaniach, rondach pierwszeństwo ma ten szybszy i odważniejszy, a ruch jest tam taki że Warszawa może się schować. Sylwia patrząc na to co się dzieję nie wykazała chęci prowadzenia auta 🙂
Ale wróćmy do targu. Auta zostawiamy na parkingu kilka metrów od celu. Z nieba leje się żar, a my wchodzimy w tłum. Chowamy portfele i klucze (standardowa nasza procedura w każdym większym skupisku ludzi) aparaty w dłoń i nurkujemy w miejscowy koloryt!
Jeśli myślicie, że u nas na targowiskach jest tłoczono, to tam ilość ludzi na metr kwadratowy jest 2x większa. Chociaż to trzeba przyznać, że turystów nikt nie nagabuje, chyba że się sami czymś zainteresujemy. Zresztą turystów w takim miejscu raczej nie uświadczycie.
Aby dojść do tego co nas interesuje, czyli stoisk z warzywami, owocami, serami, itp., musimy przejść przez część tekstylną. Nic szczególnego ta sama chińszczyzna co u nas. Można sobie kupić czapeczkę z logiem znanej firmy za około 10 złoty, mimo że było mi „wyjątkowo” do twarzy to nie skusiłem się.
Całe targowisko podzielone jest na kilka hal, w każdej coś innego: warzywa, zioła sery, mięso, owoce, orzechy, itd.
Po tekstyliach przechodzimy przez część z mięsem. Trochę to przypomina sklep z mojego dzieciństwa, tylko większy. Wszędzie mięso, wielkie topory.
Na hakach wiszą tuszki wieprzowe. Ściany wyłożone dużymi białymi kafelkami. Klasyczne wagi. Panie w białych fartuchach. Mięso na gazetach. Nasz kochany sanepid osiwiałby w kilka minut. Takich stoisk chyba z kilkadziesiąt.
Kolejna hala to orzechy i suszone owoce i o to chodziło 🙂 wreszcie trafiliśmy na to co nas najbardziej interesuje. Pełno wszelkiego rodzaju orzechów, suszone śliwki, wiśnie, rodzynki, figi, morele.
Chętnie nas częstują, wszystko smakuje rewelacyjnie i jest mega tanie. Jeszcze przez dobrych parę dni zajadaliśmy się nimi podczas jazdy samochodem.
Kolejna hala to kwiaty i zioła, dużo zieleni, wszystko intensywnie pachnie i jest mega kolorowo. Tutaj akurat nic nie kupowaliśmy, chociaż mięta pachniała niesamowicie.
Ale naprawdę kolorowo się robi w kolejnym miejscu czyli w dziale owocowo-warzywnym. Akurat to co uwielbiamy. Pomidory z targu, cebula i gotowa w 3 minuty sałatka na jutrzejsze śniadanie.
Czego tam nie było, pełno odmian papryki, do tego sprzedają jakieś ichniejsze samogony, sosy adżika (był tak ostry, że nawet po powrocie do Polski nic się z nim nie działo mimo, że zrobił z 3 tyś km w samochodzie). Gotowe dania lub same liście winogron, aby sobie zrobić jakieś gołąbki.
Chociaż to co nas najbardziej uwiodło to kiszonki! Oni tam kiszą wszystko! Kapusta to raczej standard, ale co powiecie na: grzyby, marchewkę, kalafiora, pomidora albo na kiszonego arbuza lub glony. Z tego najlepsze były wszelakie glony i wodorosty, pięknie chrupały i miały świetny smak. Ale arbuz to nie moja bajka 😀
Znowu chętnie nas częstowali i kupiliśmy zdecydowanie za dużo bo wszystko smakowało świetnie 🙂 zacząłem żałować, że nie mam dostępu do takich specjałów na co dzień, bo byłbym tam stałym gościem 🙂
Zrobiliśmy jeszcze zakupy owocowe: pomarańcze, granaty (po 2zł! ) wielkie i soczyste czereśnie i truskawki. I obładowani jak wielbłądy wróciliśmy do auta. Cdn.