Jest tylko kilka miejsc, które tak zachwycają, a leżą zrzut beretem od naszych granic. Bo do Tokaju jest około 260 km z Zakopanego, więc nie tak daleko. Spokojnie można się tam wybrać na dłuższy weekend.
Do tego duża część trasy przebiega autostradami więc czasowo też jest ok. Warto wyskoczyć na kilka chwil, pooglądać przepiękne widoki, zachody słońca, napić się pysznego wina i po prostu miło spędzić czas.
Widoki są bardzo wiejskie i urocze. Wszędzie ładne zadbane domki, winnice, pagórki, piękne pejzaże i wszystko co potrzeba, aby naładować baterię i odpocząć 🙂
My tam przyjechaliśmy w nocy, robiąc tego dnia prawie 700 km jadąc od strony rumuńskiej. Ostatnie km jechałem po ciemku, prawie na autopilocie. Dopiero rano udało nam się rozejrzeć po okolicy i momentalnie zachwyciliśmy się widokami 🙂
Zatrzymaliśmy się w Tolcsva, 25 km od stolicy regionu. Małe, czyste, zadbane miasteczko otoczone z każdej strony polami winogron. Rano, gdy wyskoczyliśmy na “miasto” zrobić zakupy na śniadanie, urzekł nas wszechotaczający sielski klimat miasteczka.
Nikt się nie spieszył, ludzie zatrzymywali się i rozmawiali ze sobą, chociaż brzmiało to jak kligoński 😀
W sklepie ceny podobne do naszych, może jest odrobinę drożej. Kupujemy jakieś warzywa, jajka, wodę i wędliny, którym jako fan wszystkich mięsnych wyrobów i kabanosów mógłbym poświęcić osobny wpis, te suche, pikantne węgierskie kiełbasy będą mi się śniły po nocach. Za zakupy na śniadanie zapłaciliśmy około 50 zł (dla 6 osób).
Chciałem się dowiedzieć czy jest jakiś kantor w okolicy ale węgierskiego nie da się zrozumieć i rozszyfrować.
Kasjerka rozmawiała we wszystkich językach byle by był to węgierski. Na moje pytania odpowiadała dużo i długo, ale jedyne co zrozumiałem to szjshzgyagfay i ahajshsztctasdazsa.
Stwierdziłem, że mogę z angielskiego przejść na polski bo tak się dobrze rozumiemy i nie ma znaczenia w którym języku będę mówił. Uśmiechając się uprzejmie nie udało mi się dowiedzieć zupełnie niczego. Trudno – wracamy na śniadanie.
GDZIE SPAĆ
Ach jakie to było miejsce: piękny kamienny dom. My mieliśmy zarezerwownany największy apartament, w którym były dwa pokoje ogromna kuchnia i łazienka. Zwiedziliśmy wiele bookingów, ale ten naprawdę się wyróżniał.
Urządzony z dbałością o najmniejsze detale, z przepięknym ogrodem. Zresztą zobaczcie sami.
Do tego pierwszy raz zdarzyło się nam, że gospodarz przyjechał i odbierał od nas osobiście klucze, sprawdzając wszystkie pokoje przed naszym wyjazdem.
Cena za noc to około 100 euro za duży 6 osobowy apartament z kuchnią. Studio kosztuje mniej bo około 40 euro + do ceny doliczana jest opłata klimatyczna. Link do tej miejscówki TUTAJ
Co tam robić?
Wino
Usiąść, napić się wina i zrelaksować 🙂 Całe jedno popołudnie poświęciliśmy na zwiedzanie tamtejszych winnic, to była tak fajna atrakcja, że postanowiłem, że zasługuje na osobny wpis na blogu, który pojawi się pewnie w przyszłym tyg w TYM miejscu. Będą ceny, lokalizacja, degustacja, wszystko co potrzeba wiedzieć, aby zwiedzić i napić się dobrego wina 🙂
Baseny
W okolicy około 50 km jest kilka basenów termalnych. My zdecydowaliśmy się spędzić cały dzień w pobliskim aquaparku w miejscowości o pięknej nazwie Nyiregyhaza.
W google możecie wpisać Sóstó-Gyógyfürdők Szolgáltató és Fejlesztő Zrt i nie to nie jest żart 😀
Ze względu na dzieci wybraliśmy ten gdzie było dla nich najwięcej atrakcji.
Wody termalne i lecznicze, kilka basenów w środku i na zewnątrz, dużo zjeżdżalni dla dzieci w różnym wieku.
Za całą naszą czwórkę zapłaciliśmy 13,500 forintów.
Jedynie czego się obawiam, że w sezonie to miejsce musi kipieć od ludzi, patrząc na to ile tam jest szafek, stoisk z lodami, jedzeniem i piciem itp. Wybierając się tam musicie to wziąć pod uwagę.
Knajpy
Węgierskie jedzenie tym razem nas nie powaliło. Pomijając bardzo dobre wędliny, to co akurat trafiliśmy w knajpach było poprawne.
Koniecznie trzeba spróbować foie gras i ich różnych maści papryczek jako przystawki. Za obiad placiliśmy koło 40zł od osoby.
Bardzo chciałem zjeść gulasz węgierski, ale w knajpie do której trafiliśmy akurat go nie było! Na Węgrzech, gulaszu węgierskiego… ?! To pewnie jak z rybą po grecku w Grecji 😀
Ale nic straconego, bo na pewno niedługo tam wrócimy ponieważ oboje czujemy duży niedosyt i przy najbliższej okazji mamy ochotę trochę bardziej zagłębić się w ichnijsze lokalne knajpki.
Nawet jeśli miałby to być tylko Tokaj na weekend. No i te zachody słońca ❤️❤️